"Magazyn Literacki KSIˇŻKI" 7/2004

Wyróżniona Firma Księgarska

Innowacja - układanka z respektem dla rynku

"Polityka" nr 43 29.10.2005
Grupa trzymaj±ca ksi±żkę

"Polityka" nr 21 22.05.2004
Łańcuch
ksi±żkowo-pokarmowy

"Rzeczpospolita"
14-15.01.2006
Nasi bracia Borders

"Rzeczpospolita" 07.10.2005
Sprzedaż ksi±żek ponownie zyskowna

""Notes Wydawniczy" nr 5 [193] 2008
Wywiad z prezesem Jackiem Olesiejukiem

"Wyróżnienie dla Firmy Księgarskiej
za zdobycie I miejsca
w Rankingu Dystrybutorów

"Wyróżnienie dla Firmy Księgarskiej

""Century" z "Telerankiem"

 

Zawsze chciałem być ‘szefem dla siebie’
z Jackiem Olesiejukiem [jo]
współwłaścicielem
Firmy Księgarskiej Jacek Olesiejuk Sp. z o.o.
rozmawia
Krzysztof R. Jaśkiewicz [kj]


[kj] Niejaki Falczak, postać powołana do życia przez Ludwika Jerzego Kerna, zwykł mawiać, że: ‘«Biznes» to jest coś takiego na «B», co zaczyna się przeważnie «bankierem», a kończy, «bankrutem»’. Patrząc na Pana firmę, śledząc jej rozwój, wydaje się, że to drugie «B» raczej jej nie zagraża. Dziś bowiem Firma Księgarska Jacek Olesiejuk to synonim rzetelności i sukcesu. Od czego się to zaczęło?
[jo] Na początku chcę powiedzieć, że oprócz mnie jest brat, z którym się świetnie uzupełniamy. Razem zaczynaliśmy budować tę firmę. Razem nią kierujemy i rozwijamy. On jest jakby «bankierem». Odpowiada za różnego rodzaju płatności. Krótko mówiąc: czuwa nad kasą…
[kj] …by nie pojawiło się widmo drugiego «B»?
[jo] Właśnie [śmiech]. Natomiast ja staram się patrzeć na firmę w innej nieco perspektywie. Skupiam się na jej rozwoju, na tym, jak usprawnić jej działanie na co dzień. Tak się wzajemnie uzupełniamy. Od początku. I Firma Księgarska Jacek Olesiejuk to na pewno nasze wspólne dzieło. A początki? Hmm… Zaczęło się dosyć prozaicznie. Szukałem pracy…
[kj] Zaczyna się niczym ‘American dream’…
[jo] Istotnie. W 1990, nie w… 1988 szukałem pracy. Nie mogłem się odnaleźć w zawodach wyuczonych. Nie bawiło mnie to w żaden sposób i próbowałem coś znaleźć dla siebie. Wiedziałem, że chciałbym kiedyś założyć swój biznes, by nie być od nikogo zależnym.
[kj] Szukał Pan posady ‘szefa dla siebie’?
[jo] Tak. To było moje postanowienie po praktykach, które miałem w paru firmach. Miały charakter epizodów. Pół roku przepracowałem tu, rok tam. Dodam jeszcze, że były to państwowe instytucje…
[kj] ‘Przyszłość – jak zauważył celnie Arturo Perez-Reverte – buduje się na przeszłości i nigdy nie zaczynamy od zera’. Startem były więc te złe doświadczenia na państwowym wikcie?
[jo] Absolutnie złe. One mnie motywowały do tego, żeby w stronę tego, co państwowe w ogóle nie patrzeć. Przekonały, by patrzeć tylko na to, co mogę osiągnąć własną pracą i… własną głową. Na początku – z bratem – zaczęliśmy pracować jako akwizytorzy, najpierw w firmie Optimus. To był pierwszy prywatny dystrybutor książek. Między innymi tam pracował jako księgarz Czesiu Apiecionek. Myśmy wtedy rozstawiali się po ulicach z książkami. Nosiliśmy je w plecakach. Trwało to dwa lata. Potem na przełomie 89 i 90 postawiliśmy z Krzysztofem na swój biznes. Do tego, co mamy dzisiaj droga była długa i bardzo ciekawa. I… zaczęliśmy od plecaków. Codziennie dźwigaliśmy więc olbrzymie ilości książek na plecach i dwa stoliki w rękach.
[kj] To był jednak znakomity czas dla książki.
[jo] Jak grzyby po deszczu pojawiały się nowe wydawnictwa.
[kj] Ukazywały się zakazane dotąd tytuły. Z podziemia wychodzili ‘drugoobiegowi’ pisarze…
[jo] Początek lat dziewięćdziesiątych to są tak zwane – przynajmniej dla mnie – ‘czasy romantyczne’. Mało biurokracji, a więcej kontaktu z klientem. Czas takiej fajnej pracy.
[kj] Barry Henra, założyciel Matchroom Sport, pionier, gdy idzie o profesjonalny serwis sportowy w Wielkiej Brytanii, powiedział kiedyś: „Pracując tylko dla pieniędzy, nigdy nie osiągniesz sukcesu”. Dla czego panowie pracujecie, czy to są tylko pieniądze?
[jo] [śmiech] Cóż pracujemy z bratem od 10 do 14 godzin dziennie. Zatrudniamy między innymi ochronę. I jeden z tych ludzi pyta się mnie niedawno, czy nie czuję się zmęczony tą wielogodzinną, codzienną pracą. Hmm… Odpowiedź była prosta. Powiedziałem: „To dla mnie przyjemność, a nie praca. Ja tu nie przyjeżdżam pracować, tylko realizować siebie… Przy okazji – dodałem – to jest moja praca”. Oczywiście, czasami jest bardzo ciężka i stresująca, ale wciąż jest dla mnie wielką frajdą i wielkim wyzwaniem.
[kj] Ale ‘frajda’ to chyba zbyt mało, żeby osiągać sukces? Arystoteles Onassis, grecki multimilioner, twierdził, że tajemnica sukcesu prowadzenia biznesu polega na tym, żeby wiedzieć coś, czego nie wiedzą inni. Co zatem ‘wiedzą’ bracia Olesiejukowie?
[jo] Hmm… To tajemnica [śmiech]. Na pewno sukces to efekt wiedzy. Trzeba widzieć, co będzie się działo na rynku w perspektywie dwóch, trzech, a nawet pięciu lat. Staramy się te procesy przewidywać, by iść w dobrą stronę. Powiem tak: jesteśmy przykładem ‘wyzwolenia się’ z Kolejowej. Przypomnę, że tam koncentruje się warszawski hurtowy handel książką. Co istotne: tylko myśmy się z Kolejowej, z tego maxi-bazarku, wynieśli. Zdecydowaliśmy o tym pięć czy sześć lat temu. Reszta tam została. I ten ‘kwiat ulicy Kolejowej’ cały czas schnie i więdnie. A my? Myśmy postawili na nowe technologie, nową wizję hurtowni. Sadzę, nie bez dumy, że tak ma wyglądać nowoczesna hurtownia.
[kj] Nowoczesna, czyli jaka?
[jo] Przede wszystkim kompetentni ludzie, ważne są też sprzęt i miejsce. Ale najważniejsi – według mnie – są ludzie, którzy wiedzą czego chcą. Cały czas szukamy najlepszych i chyba mamy dobry zespół. Zresztą to widać po wynikach.
[kj] Jeśli chodzi o wyniki, czy możemy zdradzić, jakie były w ubiegłym roku?
[jo] Myślę, że koło 155 milionów obrotu.
[kj] Brutto?
[jo] Brutto.
[kj] A jaki był wobec tego zysk netto?
[jo] Olbrzymi. Po prostu. Nie chciałbym nawet mówić, nie chciałbym denerwować klientów.
[kj] A propos klientów. Czy wydawcy, których macie Państwo na wyłączność, są zadowoleni ze współpracy z FKJO?
[jo] Myślę, że nie wszyscy. Część na pewno. Niestety, nie jest tak różowo, że usatysfakcjonowani są wszyscy. Myślę, że przynajmniej jedna trzecia jest tak sobie zadowolona ze współpracy. Ale – powiem otwarcie – nie jestem jasnowidzem i trudno jest dopasować ofertę do oczekiwań rynku, trudno jednoznacznie podpowiedzieć wydawcy, co ma publikować. Krótko mówiąc: rynek czasami weryfikuje nasze plany.
[kj] Czy z pozycji największego dystrybutora książki daje się zaobserwować jakieś tendencje, które pozwalają odczytywać oczekiwania rynku?
[jo] Z pewnością. Niemniej to bardzo trudne. Wiadomo jednak, że są autorzy, jak choćby Coelho, którzy gwarantują sukces. Każda ich nowa książka sprzedaje w setkach tysięcy egzemplarzy. Pośród gwarantów sukcesu są także nazwiska noblistów. Ostatnio coraz lepiej sprzedaje się Doris Lessing…
[kj] Niemniej chyba w PIW-ie tego nie odczuwają.
[jo] Możliwe. Myślę, że ta oficyna, która miała prawa do kilku tytułów, nie miała potencjału, potrzebnego do skutecznej promocji. I… chyba nie korzystała z właściwego dystrybucyjnego kanału. A te dwa elementy: promocja plus dystrybucja decydują o sukcesie bądź też jego braku. Tu jest problem.
[kj] Zapewne zna Pan, kultowy już, „Rejs”. Tam właśnie inżynier Mamoń dzieli się taką obserwacją: „Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem. Po prostu”. Czy nie jest tak też z książkami? Pytam o to dlatego, że Pańska oficyna przywołuje od dawne powieści dla młodzieży, choćby Niziurskiego. Jego Sposób na Alcybiadesa to już kolejne wydanie w FKJO Inwestycje. Drugie czy trzecie?
[jo] Myślę, że to nawet czwarte lub piąte wydanie. Jestem tym bardzo fajnie zaskoczony. Dodruki zwykle wydawcy nie martwią. Mnie także. Co ciekawe, cały czas jest duże zainteresowanie tym autorem. A to niezmiernie cieszy.
[kj] Innymi słowy, analiza tego, co się sprzedaje, podpowiada, że czasami trzeba przywoływać dawną, dobrą klasykę?
[jo] Myślę, że tak. Powiem więcej: myśmy wydali Wiersze dla dzieci Marii Konopnickiej. Sprzedaliśmy tej ksiązki już prawie 40 tys. Szczerze mówiąc, nie wiem, czym to tłumaczyć i jak to powiązać z racjonalnym modelem biznesu. A to jeden z naszych bestsellerów.
[kj] Są więc rzeczy, o których nie sposób nawet śnić. O których nie myśleli filozofowie i którym teologowie nie daliby wiary. Porozmawiajmy zatem o innych cudach, które są codziennością u Jacka i Krzysztofa Olesiejuków. Zauważyłem, że w ubiegłym rok całkiem nieźle sprzedawał się Ulysses Moore. Otóż podliczyłem sprzedaż wszystkich sześciu tomów i wyszło, że nabywców znalazło ponad osiemdziesiąt tysięcy woluminów. I to tylko w ubiegłym roku. Co ciekawe, trzech pierwszych tomów sprzedano ponad 35 tys., mimo że był to drugi rok sprzedaży. Czy ta tendencja sprzedaży tego tytułu jest wciąż zachowywana?
[jo] Ulysses Moore wciąż znajduje nabywców, ale sprzedaż tej sześciotomowej historii już nie ma takiej dynamiki jak na początku. Rzeczywiście, bardzo ładnie wyszła nam promocja Moore’a. Zainwestowaliśmy w nią sporo pieniędzy. I Empik, i radio RMF FM, billboardy w metrze. Zdradzę, że rozmawiamy z jednym tytułem prasowym należącym do Springera o dołączaniu Moore’a gazety. Pierwszy tom oferowany byłby z tym dziennikiem za darmo. Zobaczymy.
[kj] Czy znany jest planowany nakład tego tomu?
[jo] 160 tysięcy. Rzecz zaś pojawi się niebawem.
[kj] Książka jest pasjonująca, autor – w istocie Pierdomenico Baccalario – zagadkowy… Zresztą, ta wielotomowa opowieść Ulyssesa Moore’a o sobie, Ricku, Jasonie i Julii miała być swoistym antidotum na Potterowską sagę.
[jo] We Włoszech to się świetnie udało, bo oni tego więcej sprzedali niż Harry’ego Pottera. Tak przynajmniej twierdzą…
[kj] Jest to chyba możliwe, bo książka jest świetnie opowiedziana.
[jo] Kapitalnie. Żywa akcja, bardzo dobrze utrzymana. Ja z moim synem najpierw Moore’a słuchaliśmy, a później wspólnie czytaliśmy...
[kj] Dodajmy, że Baccalario jest mistrzem suspensu. Jestem ciekaw jego kolejnej książki. Teraz wydanej już pod prawdziwym nazwiskiem Pierdomenico Baccalario. Cykl ‘Century’ rozpoczyna tom: Ognisty Pierścień. Czy Baccalario powtórzy sukces Moore’a?
[jo] Mam nadzieję. Całość cyklu to cztery części. Pierwsza część już się ukazała. Znalazła się na ‘topie’ Empiku. To powieść dla dzieci i dorosłych. Bez ograniczeń wiekowych. Nie ukrywam, że liczę na dobrą sprzedaż. Wiem jednak, że będzie trudno.
[kj] Jak reagują wydawcy na sukcesy wydawnicze Firmy Księgarskiej Jacek Olesiejuk Inwestycje?
[jo] Nie wchodzimy w drogę wydawcom, których mamy u siebie na wyłączność. Nasze książki są przede wszystkim adresowane do odbiorcy najmłodszego. Mamy taką niepisaną umowę, że ‘nasi’ wydawcy przede wszystkim zajmują się literaturą dla dorosłych, beletrystyką, my tę ich wydawniczą ofertę tylko uzupełniamy…
[kj] Głównie o tytuły do lat dziesięciu. Wiele z nich to książeczki kartonowe…
[jo] …i bestsellery. Niektóre kartonowe książeczki sprzedano w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy, a niektóre w tym roku przekroczą ponad sto tysięcy egzemplarzy. Ciągle je wznawiamy.
[kj] Czy głównym ich odbiorcą są hipermarkety?
[jo] Nie do końca. Szukamy wszędzie klientów. Hipermarkety przeżywają kryzys. Tak to widzimy. Ludzie już nie spędzają w nich tyle czasu jak jeszcze trzy, cztery lata temu. Te nasze obserwacje potwierdzają osoby zajmujące w tych wielkopowierzchniowych sklepach kierownicze stanowiska. Mówią wprost, że od dwóch lat mają spadek klientów. Myślę, że wiąże się to z tym, że ludzie wybierają coraz częściej inny sposób spędzania wolnego czasu. Coraz rzadziej jest to centrum handlowe. To już nie jest taki biznes jak kiedyś.
[kj] Innymi słowy: niedziela w centrum handlowym staje się już powoli passe?
[jo] Absolutnie tak. Szczególnie w Warszawie. Może w mniejszych miejscowościach, gdzie dopiero powstały centra handlowe, są wciąż wielką atrakcją. Ale nie w Warszawie czy innych dużych miastach. W nich na pewno ludzie chcą inaczej spędzać czas. To jest z jednej strony bardzo pozytywne, z drugiej strony dla nas staje się to trudno, bo za nimi winna także wędrować książka.. Co już nie jest takie proste, bo, niestety, nie ma wędrownych księgarń.
[kj] Pośród tej oferty dla najmłodszych znalazłem też książeczki, dzięki którym dzieci poniekąd uczą się otaczającego je świata.
[jo] To wielkie bestsellery, ale i realizacja naszej misji. Chcemy, żeby od samego początku dzieciak miał styczność z książką. Staramy się więc, żeby nie tylko one były atrakcyjne, ale aby też równie atrakcyjna była ich cena. I – powiem to z dumą – jesteśmy pod względem jakości i oferty cenowej chyba nie do pobicia.
[kj] Powrócę więc do pytania: Co na to inni wydawcy książki dziecięcej?
[jo] Mam nadzieję, że podciągną przynajmniej niektóre książki do naszego poziomu. Szczególnie te, które są wydawane dla najmłodszych. Bo tutaj oferta niektórych wydawnictw dziecięcych nie jest, moim zdaniem, najlepsza. Wspomnę jeszcze, że czasami ci wydawcy nas kopiują – to dla nas przyjemne – ale to kopiowanie nie wychodzi im najlepiej, więc apeluję, by troszeczkę ten poziom podnieśli.
[kj] Ale FKJO Inwestycje to nie tylko książka dziecięca, to też tytuły popularnonaukowe. Czy według Pana tu jest jakaś nisza będąca skutkiem zaniedbań polskich wydawców?
[jo] Według mnie książka popularnonaukowa dla odbiorcy w wieku szkolnym to ciekawy segment. Oczywiście, trzeba bardzo ostrożnie do tego podchodzić z uwagi na obecność internetu. Jednak nie do końca sprawdza się tu teoria – co obserwuję, analizując nasze dane o sprzedaży – że internet będzie ‘wypychał’ z rynku książki tej grupy. Przykładem, że tak nie jest są encyklopedie. Na Szkolną encyklopedię, którą mamy od dziesięciu, jest cały czas popyt. Cały czas się sprzedaje. Mimo coraz szerszego dostępu do internetu.
[kj] Przyznaję, że dla mnie ogromnym zaskoczeniem, gdy analizowałem listę bestsellerów Pana firmy za marzec, było to że na pierwszym i trzecim miejscu znalazła się Popularna encyklopedia Collinsa. Co ciekawe, oba wydania różnią się okładkami. Czarna sprzedaje się nieznacznie lepiej, choć jest o 20 złotych tańsza.
[jo] To publikacje wyraźnie dedykowane, ‘robione’ pod sieci. Odbiorcami są przede wszystkim dyskonty. Ale nie warszawskie. W Warszawie taką książkę jest bardzo trudno sprzedać.
[kj] Ale to zupełnie niezły «mini-max». Minimum słowa i maksimum treści.
[jo] Zauważyliśmy, że było zapotrzebowanie na taką popularną encyklopedię. Uznaliśmy, że te oczekiwania spełnia popularny i dobrze odbierany w Anglii Collins, który co roku jest aktualizowany. Zdecydowaliśmy, że warto spróbować z tą encyklopedią u nas. Wyszło. Dodam, że Anglicy robią tego Collinsa w miękkiej okładce. Chyba to u nich kosztuje 10 funtów. To bardzo przyzwoita cena. I – co ważne – wciąż dobrze się sprzedaje. Tam i u nas.
[kj] W Polsce Collins też nie jest drogi produkt, bo to raptem 30 złotych.
[jo] Nawet mniej: między dwadzieścia a trzydzieści złotych w detalu, to jest bardzo mało. Tania rzecz.
[kj] Ile już Pan tej encyklopedii sprzedał?
[jo] To już kolejne wydanie Collinsa. Myślę, że sprzedaliśmy już ponad sto tysięcy. Przez dwa lata, więc chyba nieźle. Dokładnej liczby nie znam, nie prowadzę statystyk.
[kj] Wróćmy do tych, dzięki którym, firma może się rozwijać, klientów. Z jednej strony to: wydawcy, z drugiej: odbiorcy detaliczni. W Ameryce jest takie powiedzenie: ‘Klient nasz pan’. W Japonii: ‘Klient nasz bóg’. A w Firmie Jacek Olesiejuk?
[jo] Japończyków w ogóle nie znam. Dla mnie przykładem są więc Amerykanie. Zresztą, bardzo mi się podoba Wal-Mart, firma założona przez sama Waltona. Wedle niego należy dać klientowi to, czego chce. Zawsze należy też patrzeć z punktu widzenia klienta, oferując mu szeroki asortyment towarów przy najniższych możliwych cenach. To właśnie ucieleśnienie hasła: ‘Klient nasz pan’. Trudno się przebić z tym w Polsce. To ogromny problem na naszym rynku. I wydawców też czasami trudno przekonać, że najważniejsze, aby klient był dopieszczany, aby nie był lekceważony. Zresztą, to wiodąca idea najnowszych teorii marketingowych: klient jest najważniejszy. Stąd musimy o niego dbać, żeby był zadowolony i żeby do nas powracał.
[kj] A jak się układa współpraca z bibliotekami? To będzie coraz ważniejszy i coraz zamożniejszy klient.
[jo] Powiem szczerze: różnie. Czasami bardzo dobrze, ale bywa i nie najlepiej. Mamy na przykład bardzo dobre doświadczenia ze współpracy z Biblioteką Publiczną Dzielnicy Śródmieście w Warszawie. Pracujemy ze sobą od kilku lat. To bardzo kompetentni ludzie, co przekłada się na znakomitą współpracę.
[kj] Ta biblioteka to także potężny budżet. Sporo ponad jeden milion, co chyba nie jest bez znaczenia?
[jo] Z pewnością to jeden z największych budżetów. Rzeczywiście. Problemem tej biblioteki jest brak miejsca: nie mają gdzie swych książek magazynować.
[kj] Jak Pan zareagował na te informację, że Ministerstwo Kultury przekazuje sto milionów na teatry prywatne, a raptem trzydzieści milionów na biblioteki publiczne.
[jo] Mój syn to określa bardzo jasno: Masakra. Cóż więcej powiedzieć: to musi niepokoić.
[kj] Zostawimy to zatem bez komentarza?
[jo] Minister to sobie skomentuje.
[kj] Norman Mailer, znany amerykański pisarz, dwukrotny laureat Pulitzera, twierdził, że karą za sukces życiowy jest to, że trzeba spotykać się z ludźmi, których dawniej wolno mu było unikać. Co Pan na to?
[jo] Rzeczywiście, jest tu ziarno prawdy. Mam, tak to czuję, coraz mniej czasu na spotykanie się z ludźmi, z którymi chciałbym się spotykać, choć często spotykam się z tymi, których wcześniej bym unikał… Naprawdę dużo czasu poświęcam kreowaniu firmy, żeby się rozwijała, żeby wizja rozwoju była skorelowana z rozwojem rynku. Wspólnie z bratem chcielibyśmy poświęcać się temu, co jest dla naszego biznesu istotne. Spotkania są częścią naszej pracy, naszego biznesu… Czasem jest to uciążliwe, ale bywa też i bardzo przyjemne.
[kj] Zwłaszcza wtedy, gdy ich okazją są wyróżnienia przyznawane Firmie. W ubiegłym roku było ich sporo. Pośród nich «Teraz Polska».
[jo] Istotnie. To dla nas najważniejsza nagroda, utwierdza nas w przekonaniu, że idziemy słuszną drogą. Dostaliśmy ją po raz drugi, co oznacza, że pierwszy laur «Teraz Polska» to nie był przypadek.
[kj] Cały czas mówimy o Firmie. Wspominał Pan, że Firma to kilkanaście godzin codziennego życia. Czy w związku z tym ma Pan jakieś osobiste pasje?
[jo] Moją pasją jest to, co robię. [śmiech]
[kj] A co ostatnio w ‘wolnym czasie’ Jacek Olesiejuk czytał?
[jo] Czytam książki związane z biznesem. Bardzo mnie fascynują książki Petera F. Druckera. To jeden z wizjonerów organizacyjnych. Ostatnio sięgnąłem po jego Natchnienie i fart. Kapitalnie przedstawia tam biznes. Radzi jak go prowadzić biznes. Zdradza, jakie są problemy w biznesie. I to wszystko wspaniałym językiem…
[kj] Panie Jacku, równie obrazowy był Einstein. Kiedyś miał powiedzieć: „Są dwa sposoby na życie. Pierwszy to żyć z myślą, że cudów nie ma. Drugi to żyć, myśląc, że wszystko jest cudem”.
[jo] [śmiech] Wolę ten drugi. Oczywiście, życie jest cudem. Absolutnie tak, to dla mnie dobra pointa. Piękna. Dziękuję.
[kj] To ja dziękuję.